Czym jest prawdziwy dom?

Czy dom jest wyłącznie schronieniem przed światem zewnętrznym, przed słońcem, deszczem , wiatrem czy sąsiadami? Miejscem gdzie zaspakajamy swoje podstawowe potrzeby snu, pożywienia i higieny osobistej? A może wypowiadając słowo ?dom?, mamy choć nieco mgliste ale jednak określone wyobrażenie o naszym funkcjonowaniu w jego przestrzeniach. O dynamice dnia, zmiennych sytuacjach i interakcjach personalnych. Może myślimy o porankach z kawą na tarasie czy przy kominku . O wieczorach wśród pięknych mebli, swojskich zapachów i bawiących się dzieci. O bliskich nam osobach, rodzinie, przyjaciołach czy pupilach. Gdzie w tle słyszymy naszą ulubioną muzykę, a światło tańczy wśród tekstur, wzorów i ulubionych naszych materiałów, kojąc nasze zmysły. Nadając przestrzeni tylko nasz domowy styl oraz szyk. Może dom odzwierciedla nie tylko nasze upodobania estetyczne. Ale jest obrazem naszego charakteru, temperamentu i cech osobowości. Odwzorowaniem przyzwyczajeń, rytuałów i naturalnego dla nas rytmu życia i pracy. Dom jest naszym alter ego, symbolizuje nas i przedstawia w oczach innych. Jest naszą wizytówką ale też sceną codziennych poczynań. Przedmioty w naszych domach są symbolami nas samych. A my przywiązując się do nich, nadajemy im wymiar emocjonalny, sentymentalny a może nawet personalny. Bywa, że nadajemy imiona czy nazwy przedmiotom, tak jak dzieci nazywają swoje misie i lalki.

Bo to już od najmłodszych lat my ludzie swą instynktowną potrzebę posiadania schronienia, przejawiamy budując domki pod stołem czy na drzewie, bawiąc się w ulubionych kątach, zakamarkach czy na strychu. Staramy się personifikować swoje pokoje, zaznaczając odrębną osobowość, strefy wpływów i swój świat. Afirmujemy to wieszając ulubione plakaty, obrazki eksponując przedmioty czy pamiątki. Zaznaczamy swoją indywidualność, dużo wcześniej zanim ona tak na dobre się w nas ukonstytuuje i zdamy sobie sprawę z jej istnienia.

Dorosłość nie odbiega daleko od tego schematu. Przemieszczając się w inne miejsca niż dom. Nie ważne czy to, będzie internat, akademik, czy wynajmowane mieszkanie, staramy się zabrać ze sobą jego namiastkę w postaci pamiątek, zdjęć i drobiazgów. Na etapie urządzania własnych przestrzeni istotną składową decyzyjną okazuje się jakie reminiscencje przywołuje nasz dom rodzinny. Czy go lubiliśmy? Jeśli kojarzył nam się z poczuciem bezpieczeństwa, harmonią, dobrym smakiem czy wytwornością częściej replikujemy jego rozwiązania na nasz własny grunt. Jeśli natomiast z jakiś powodów nie pałaliśmy sympatią do rozwiązań w nim zastosowanych raczej ich unikamy silnie zaznaczając różnice, odrębność i własny styl . Ta druga opcja nie zawsze spotka się ze zrozumieniem rodziców, powodując nierzadko nieporozumienia i konflikty. No bo jak wytłumaczyć Mamie, że ta okropna waza mimo, że cenna i po prababci zawsze kojarzyła nam się z chińską urną na prochy zmarłych przodków i za nic nie chcemy jej eksponować na naszej nowoczesnej komodzie.

Sytuacja jeszcze bardziej może się skomplikować, kiedy decydujemy się na wspólne zamieszkanie np. przy okazji wchodzenia w związki partnerskie, czy małżeńskie. Nagłe zderzenie odmiennych form ekspresji i chęć zaznaczenia ego, może nie być czynnikiem ułatwiającym zadanie. Do tego kwestie odmiennych przynależności czy poczucia terytorialności mogą być sporym wyzwaniem w budowaniu relacji czy zakładaniu rodziny. Zauważmy jednak, że kiedy mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Czyli dochodzi do rozstania czy rozwodu, największa batalia poza opieką nad dziećmi, rozgrywa się na gruncie prawa do wspomnień. Strony walczą o dom o wspólnie zakupione przedmioty o pamiątki. Poza powódkami merkantylnymi i czysto ekonomicznymi, które nie są oczywiście bez znaczenia takie przeciąganie liny w dużej mierze ma wymiar sentymentalny i tożsamościowy. Nikt nie chce zrezygnować z pięknego stołu, przy którym co roku rodzina spędzała wspólnie wigilię, wygodnego fotela na którym zasiadało się z dzieckiem na kolanach, czy pamiątek ze wspólnych wakacji. Takie rozstanie to nie tylko zmiana naszego statutu z kogoś w związku na singla, to pustka po ważnych dla nas przedmiotach i skojarzeniach jakie z nimi mieliśmy.

Ale skojarzenia mogą mieć też odwrotne działanie, kiedy np. ktoś wprowadza się do domu urządzonego przez ex partnera z którym postanowiliśmy się związać. Czy to jest sytuacja komfortowa dla nowego domownika? Czy mierzenie się codziennie z przedmiotami o dość osobliwym wydźwięku emocjonalnym będzie powodowało, że będziemy się czuć w takich przestrzeniach dobrze? Czy to będzie nasza tożsamość miejsca, nasz styl, nasze sentymenty? Bądźmy ostrożni podejmując tego typu decyzje.

W psychologii designu kluczowa jest intencjonalność w kształtowaniu przestrzeni wokół nas. Świadomość znaczenia przedmiotów, kolorów, tekstur którymi decydujemy się otaczać. To tak jak z dobrym ciuchem, nową fryzurą czy wymarzonym samochodem. Lubimy ubierać się pięknie, imponować i błyszczeć. Lubimy czuć się wyjątkowo i atrakcyjnie. Lubimy, wzbudzać zachwyt, może nawet zazdrość. W takim euforycznym stanie, poprawia nam się humor, rośnie samoocena, czujemy się dowartościowani a nasze Ego w końcu może się poczuć jakby zdobyło najwyższy szczyt Himalajów.

Dlaczego nie mielibyśmy tak właśnie czuć się w naszych domach?